Theresa May sama poda się do dymisji!
Theresa May wygrała oba niedawne głosowania o wotum nieufności, więc mogłoby się wydawać, że jej aktualna pozycja przez dłuższy okres czasu pozostanie niezagrożona. Okazuje się jednak, że rozważyć należy znacznie więcej możliwości. Mimo że powyższa procedura została na razie wyczerpana - konserwatyści nie mogą zgłosić kolejnego wniosku o odwołanie premier przez następne 12 miesięcy od ostatniego głosowania w tej sprawie - czyli do 12 grudnia 2019 r., to bieżące wydarzenia wskazują na to, że szefowa rządu nie ma szans na utrzymanie stanowiska do tej daty.
Polityczna presja
Brak formalnej możliwości na przeprowadzenie kolejnego głosowania w sprawie wotum nieufności nie pozbawia torysów obszernego wachlarza innych opcji na odwołanie premier May. Aktualnie głównym narzędziem w ich rękach, stosowanym już na szeroka skalę, jest polityczna presja. Naciski wywierane na szefową rządu - począwszy od demonstracyjnego wyłamywania się z dyscypliny partyjnej podczas głosowań, a skończywszy na podawaniu się do dymisji poszczególnych ministrów, jest w stanie istotnie osłabić rząd i praktycznie uniemożliwić jego funkcjonowanie. Działania takie mogą szybko doprowadzić do wymuszenia na Theresie May rezygnacji ze stanowiska.
Co więcej, członkowie Partii Konserwatywnej mogę także przeprowadzić nieformalne głosowanie orientacyjne. Jego wynik nie ma żadnej mocy wiążącej dla urzędującej pierwszej minister ale ujawnienie, że nie cieszy się ona już zbyt dużym poparciem, będzie wypuszczeniem sygnału do opozycji. Wówczas, widząc szansę na znaczne wsparcie ze strony torysów, wniosek o wotum nieufności może zgłosić Partia Pracy. Laburzyści próbowali już tego rozwiązania - tuż po pierwszej porażce umowy proponowanej przez Theresę May, w styczniu br. Przegrali wówczas głosowanie stosunkiem 325 do 306. Jednak ponowne złożenie takiego wniosku, który tym razem byłby poparty przez znacznie większą liczbę konserwatystów, mogłoby doprowadzić do usunięcia obecnej premier.
Powyższe rozwiązanie wiąże się jednak z pewnym ryzykiem dla rządzącej partii. Po przegłosowaniu wotum nieufności mieliby bowiem tylko 14 dni na stworzenie nowego rządu. Gdyby nie udało powołać się gabinetu, wówczas rozpisywane będą przedterminowe wybory parlamentarne.
Theresa May sama poda się do dymisji!
Brytyjska premier, w dniu wczorajszym, obiecała parlamentarzystom z Partii Konserwatywnej, że sama ustąpi ze swojego stanowiska, jeśli poprą jej umowę ws. Brexitu.
- Jestem gotowa zrezygnować z pełnionej funkcji wcześniej niż zamierzałam, aby móc zrobić to, co jest dobre na naszego kraju i naszej partii. (...) Proszę każdego na tej sali, aby poparł umowę, żebyśmy mogli spełnić nasz historyczny obowiązek – czyli decyzję podjętą przez brytyjskich obywateli i opuścić Unię Europejską w sposób łagodny i uporządkowany – powiedziała Theresa May.
Szefowa rządu, motywując swoją decyzję zaznaczyła również, że zdaje sobie sprawę, iż torysi nie chcą, aby poprowadziła kolejny etap negocjacji ws. Brexitu. Nie podała jeszcze daty swojej planowanej dymisji, ale podkreśliła podczas spotkania z członkami swojej partii, na posiedzeniu Komitetu 1922, że aktualnie jej głównym priorytetem, dla którego jest w stanie pójść na tak duże ustępstwo, jest uchwalenie umowy wynegocjowanej przez nią z Brukselą.
Deklaracja Theresy May przesądza o rychłej zmianie na stanowisku premiera - o ile parlament poprze projekt porozumienia z UE. Dokument był już dwukrotnie odrzucony przez Izbę Gmin - 15 stycznia i 12 marca. Podczas ostatniego głosowania szefowa rządu przegrała 149 głosami. Wynik wskazuje na to, że pierwsza minister musiałaby przekonać 75 deputowanych, aby poparli jej porozumienie.
Kto zastąpi Theresę May?
Po ostatnim oświadczeniu szefowej rządu rozpoczęły się medialne spekulacje - dotyczące osoby jej następcy. Wśród najważniejszych kandydatur z Partii Konserwatywnej wymieniani są przede wszystkim:
- Boris Johnson - były minister spraw zagranicznych, zwolennik opcji "no deal". To właśnie podczas jego zeszłotygodniowego spotkania z premier padła propozycja poparcia wynegocjowanej z Brukselą umowy - w zamian za ustąpienie Theresy May ze stanowiska.
- Jeremy Hunt - minister spraw zagranicznych. W 2016 r. entuzjasta pozostania w UE, obecnie zdecydowanym zwolennik opuszczenia UE - nawet na warunkach "twardego Brexitu".
- Dominic Raab - były minister ds. Brexitu. Eurosceptyk, pracował w rządzie Davida Camerona. Popierał kampanię "Leave" już przed referendum w 2016 i nadal jest jego zwolennikiem. Uznawany jest za głównego przeciwnika Borisa Johnsona we frakcji popierającej zdecydowany Brexit.
- Michael Gove - minister ds. środowiska. Mimo że od początku był i nadal, niezmiennie jest zwolennikiem Brexitu, to na jego niekorzyść może działać fakt, że nie zrezygnował ze stanowiska razem z innymi entuzjastami opuszczenia UE, takimi jak np. Boris Johnson.
- David Davis - były minister ds. Brexitu. Eurosceptyk, który prowadziłby prawdopodobnie twarde negocjacje z UE, biorąc pod uwagę jego dotychczasowe posunięcia wobec Brukseli. W drugim głosowaniu zdecydował się jednak poprzeć umowę Theresy May, co ujęło mu część poparcia w Partii Konserwatywnej.
FOTO - designed by Jcstudio - Freepik.com