Nadeszły ciężkie czasy i trzeba zacisnąć pasa

28.11.2016
Opracowanie: Marian Skwara

Wprawdzie tegoroczny wzrost gospodarczy wyniesie 2.1%, a więc spadek nie będzie aż tak wielki, jakiego się obawiano w następstwie referendum 23 czerwca, ale w przyszłym roku według OBR będzie już znacznie gorzej, tylko 1.4%, co jest przypisywane niższym inwestycjom, słabszemu popytowi konsumpcyjnego, które są wynikiem większej niepewności i wyższej inflacji w następstwie deprecjacji funta.

Ocena stanu brytyjskiej gospodarki i jej perspektyw na najbliższe lata znalazła się w „Jesiennym sprawozdaniu” (Autumn Statement), które przedstawił 23 listopada w Izbie Gmin Phillip Hammond. Poza tym minister zapowiedział zamierzenia w zakresie polityki gospodarczej i społecznej. Było to pierwsze rządowe sprawozdanie po referendum unijnym i pierwsze gabinetu Theresy May. Urzędowy, mobilizujący optymizm ministra nie mógł zatrzeć wymowy liczb, które pokazują, że nadeszły ciężkie czasy i trzeba zacisnąć pasa.

Dane makroekonomiczne

Najpierw dane makroekonomiczne, które diagnozują stan zdrowia gospodarki i przesądzają o wielkości pola manewru rządu. Minister przedstawił je za niezależną instytucją o nazwie Office for Budget Responsibility (OBR), dosłownie Urząd Odpowiedzialności Budżetowej.

Wprawdzie tegoroczny wzrost gospodarczy wyniesie 2.1%, a więc spadek nie będzie aż tak wielki, jakiego się obawiano w następstwie referendum 23 czerwca, ale w przyszłym roku według OBR będzie już znacznie gorzej, tylko 1.4%, co jest przypisywane niższym inwestycjom, słabszemu popytowi konsumpcyjnego, które są wynikiem większej niepewności i wyższej inflacji w następstwie deprecjacji funta. W następnych latach wzrost może być tylko niewiele wyższy i nie przekroczy 2% do końca dekady.

Spowolnienie oznacza spadek dochodów państwa

Minister podał za OBR, że dziś nie da się przewidzieć jakie będą relacje Zjednoczonego Królestwa z Unią Europejską po przeprowadzeniu rozwodu, ale obecnie przeważa pogląd, że gdyby nie było Brexitu, to w całym pięcioleciu wzrost gospodarczy byłby o 2.4% wyższy.

Słaby wzrost w przyszłych latach oznacza nieuchronny i znaczący spadek dochodów państwa. W tych okolicznościach, powiedział Hammond, nie będzie możliwe zrealizowanie postawionego wcześniej celu likwidacji deficytu budżetowego do roku 2020-21, ale przesunięcie tego horyzontu do następnej kadencji Parlamentu, przy założeniu, że w 2020 r. odbędą się wybory. Program ten został uruchomiony i realizowany dotąd z powodzeniem przez rząd Dawida Camerona z Georgem Osbornem jako kanclerzem skarbu.

Długi cień Brexitu

Aby sprostać wydatkom państwa rząd musi dokonać rozluźnienia dotychczasowej dyscypliny budżetowej i pożyczać więcej pieniędzy niż było przewidziane. W tym roku będzie to £68.2 mld, a potem w kolejnych latach £46.6 mld, £21,9 mld, £20.7 mld i wreszcie £17.2 mld w roku 2021-21.

Suma summarum oznacza to, że w porównaniu z prognozą z marca tego roku, a więc sprzed referendum, deficyt budżetowy dla całego pięciolecia, tj. do roku 2020/21 będzie wyższy o £122 mld. Połowę tej sumy przypisuje się Brexitowi.

W ubiegłym roku brytyjski dług publiczny wyniósł 84.2% produktu krajowego brutto, w przyszłym roku sięgnie 87.3%, a największą wartość, tj. 90.2% ma osiągnąć w roku 2017-18. 90.2%, i dopiero w roku następnym spaść do 89.7%, po raz pierwszy od roku 2001-02.

Jeden pozytyw – rynek pracy

Te dość abstrakcyjnie brzmiące dla przeciętnego obywatela dane makroekonomiczne mają jednak dość dramatyczne przełożenie na bardziej zrozumiałe wskaźniki poziomu dobrobytu Brytyjczyków, a przy okazji dla pracujących tam Polaków i innych imigrantów. Jedynym jasnym aspektem obecnej sytuacji gospodarczej jest rekordowo wysoki poziom zatrudnienia, pracuje 31.8 mln osób, tj. 74,5% osób w w wieku produkcyjnym, a patrząc z drugiej strony stopa bezrobocia wynosi tylko 4.8%, czyli jest najniższa od 11 lat. Dla porównania w Polsce stopa zatrudnienia jest niższa od 70%, a bezrobocie obecnie wynosi 8.2%.

Stagnacja dochodów

Niski wzrost całkowicie zrujnował formułowane jeszcze wiosną prognozy na temat przywrócenia w tym pięcioleciu poziomu realnych płac sprzed kryzysu lat 2008-09. OBR w swym raporcie stwierdza, że Brexit to przekreślił. Zamiast przewidywanego jeszcze w marcu wzrostu realny płac o 8.7% do 2021 r., wyniesie on jedynie 5%. W liczbach bezwzględnych znaczy to, że przeciętna płaca będzie niższa w skali rocznej o £830. Efekt Brexitu zsumował się pozostałymi niekorzystnymi czynnikami jak stosunkowo niska wydajność pracy w UK, wolne wychodzenie z kryzysu 2008-09 oraz spodziewany wzrost inflacji związany z osłabieniem funta.

Według specjalistów z placówki badawczej o nazwie Institut of Fiscal Studies (IFS) kraj wchodzi w bezprecedensowy okres stagnacji poziomu dochodów. W 2021 roku realne płace nadal pozostaną poniżej poziomu z 2008 roku. Coś takiego nie wydarzyło się w okresie powojennym, a nawet nie precedensu od roku 1900.

Nowe stawki płacowe i podatkowe

Phillip Hammond zapowiedział szereg środków, które mają złagodzić skutki spadku realnych dochodów gospodarstw domowych. Poniżej najbardziej istotne.

- Minimalna stawka godzinowa, tzw. National Living Wage, zostanie podniesiona do £7.50 od kwietnia przyszłego roku dla pracowników w wieku od 25 lat. W wymiarze rocznym dla zatrudnionych w pełnym wymiarze godzin oznacza to o £500 więcej.

- Pierwszy próg podatkowy w przyszłym roku fiskalnym zostanie podwyższony z obecnych £11.000 z się do £11500. Czyli taka będzie kwota wolna od podatku, tzw. The Personal Allowance.

- Złagodzenie redukcji socjalnego świadczenia Universal Credit po przekroczeniu progu dochodowego. Obecnie za każdego funta zarobionego ponad określony próg ten benefit jest redukowany o 65 pensów. Według nowej regulacji będzie to 63 pensy. Np. dla pary z dwojgiem dzieci zarabiającej £30 tys. rocznie ma to oznaczać o £425 więcej.

- Stopniowo ma być wprowadzany obowiązujący agencje nieruchomości zakaz obciążania potencjalnych lokatorów opłatami przy podpisywaniu umów.

„Stabilizacja” funduszu socjalnego

Według think tanku o nazwie Resolution Foundation, który zajmuje się budżetami gospodarstw domowych, te wymierzone wyżej uśmierzające środki, to „małe piwo” w porównaniu z cięciami w funduszu socjalnym dokonanym przez rząd za obecnej kadencji Parlamentu, które sumują się na kwotę £12 mld. Obecnie zapowiedziane środki zrekompensują gospodarstwom jedynie ułamek tej kwoty.

W przemówieniu Phillipa Hammonda można było usłyszeć uzasadnienie tej kwestii. Powiedział on, że w latach 1980 – 2010 doszło w Wielkiej Brytanii do potrojenia wielkości funduszu socjalnego i że jego wzrost „wymknął się spod kontroli”. A warunkach najpierw kryzysu, a potem spowolnienia wzrostu gospodarczego budżet państwa nie był w stanie już udźwignąć takiej skali wydatków socjalnych. Stąd konieczna stała się „stabilizacja” poziomu świadczeń.

Według Resolution Foundation za „stabilizację” zapłacą, jak zwykle, dolne warstwy dochodowe, dokładniej dolne 30% społeczeństwa. One najbardziej odczują politykę zaciskania pasa.

Wydatki na postęp i infrastrukturę

W przemówieniu kanclerza ciekawa była wspomniana już kwestia wydajności pracy, tj. zapóźnienia UK względem innych wysoko rozwiniętych krajów. W UK ma ona być niższa o 30% niższa w porównaniu z Niemcami i USA, o 20 niższa niż we Francji i o 8% niż we Włoszech. Mówiąc obrazowo brytyjski robotnik w ciągu pięciu dni wypracowuje tyle, ile niemiecki w ciągu czterech. Pobudzaniem innowacyjności ma zaradzić specjalny fundusz o nazwie National Productivity Fund o wysokości £23 mld w ciągu najbliższych pięciu lat.

Innymi podkreślonymi przez Hammonda słabościami brytyjskiej gospodarki ma być kryzys mieszkaniowy oraz brak równowagi regionalnej, to jest nienadążanie innych regionów za południową częścią wyspy z Londynem. Minister zapowiedział szereg funduszy w celu rozwoju budownictwa mieszkaniowego, rozwój infrastruktury transportowej i komunikacji elektronicznej oraz bezpośredniego wsparcia zapóźnionych regionów.