Czy przedterminowe wybory odpowiedzią na zagrożenie "no-deal Brexit"?

28.09.2018
Opracowanie: Małgorzata Solińska

Brytyjska prasa coraz częściej informuje o przeciekach z gabinetu premier May, wskazujących na realne prawdopodobieństwo rozpisania wcześniejszych wyborów parlamentarnych. Jak wynika z doniesień, w obliczu podbramkowej sytuacji, w której żadne z obecnych rozwiązań nie jest w stanie usatysfakcjonować obu stron, może okazać się to jedynym wyjściem. Z jednej strony, nawet w szeregach Partii Konserwatywnej, propozycje aktualnego gabinetu uważane są za zbytnio ugodowe wobec Brukseli. Z drugiej strony, coraz bardziej nieprzychylne stanowisko UE wobec W. Brytanii też nie ułatwia tego zadania.

 

Niepowodzenie kolejnych negocjacji

Brytyjskie serwisy informacyjne, z coraz większą uporczywością, donoszą o potrzebie przeprowadzenia nowych wyborów. Na tę sytuację przełożyło się tez fiasko ostatnich rozmów - na nieformalnym szczycie UE w Salzburgu. Wiele źródeł swoje sugestie opiera na mających pochodzić wprost z Downing Street spekulacjach.

Można powiedzieć, że w pewnym stopniu rządowi Theresy May faktycznie grunt zaczyna osuwać się pod nogami. Zaprezentowany w ostatnich dniach przedstawicielom Brukseli tzw. "Chequers plan" jest nie do zaakceptowania zarówno przez pro-Brexitowe skrzydło Partii Konserwatywnej - jako zbyt ugodowy, jak i przez Unię - jako zbyt niekorzystny dla Wspólnoty. W tej sytuacji można odnieść wrażenie się, że tylko pójście do urn i wybranie nowego rządu może uchronić Zjednoczone Królestwo przed opcją "no-deal Brexit". Mimo tego szefowa rady ministrów, na ostatniej konferencji, zdecydowanie zaznaczyła że jest przeciwnikiem takiego rozwiązania i uważa je na obecnym etapie za szkodliwe dla swojego kraju.

Zgodnie z doniesieniami jednego z brytyjskich dzienników, czołowi doradcy premier May rozważają jednak rozpisanie nowych wyborów. Według nich szansą na porozumienie z Brukselą jest tylko ostre odcięcie się od UE i wynegocjowanie porozumienia na twardych zasadach. Miałoby ono opierać się m.in. na: zupełnym wystąpieniu z jednolitego rynku i odstąpieniu od jurysdykcji TSUE - co zagwarantowałoby zdobycie silnego poparcia "twardego" skrzydła Partii Konserwatywnej. W ten sposób mianoby też w przedterminowych wyborach wyłonić większość parlamentarną, która pozwoli na przyjęcie w Izbie Gmin umowy wynegocjowanej przez UK z Unią Europejską. 

Wiele okoliczności wskazuje na to, że innej możliwości może już nie być. Aktualnie wszystkie pozostałe rozwiązania prowadzą do patowej sytuacji. Nawet gdyby rząd doszedł do porozumienia z UE, to jest blokowany przez brytyjski parlament, który sprzeciwia się znacznej części proponowanych zapisów.

Ostatnia deska ratunku to model kanadyjski?

Jedyną opcją, która nie zbiera ostrej krytyki ze strony bądź zwolenników "twardego" Brexitu, bądź entuzjastów ustępstw wobec UE, jest tzw. model kanadyjski. Brytyjski Think tank IEA przedstawił właśnie taki alternatywny plan przyszłych relacji pomiędzy UK a Unią. Według jego autorów wzorem dla Londynu powinna być umowa o wolnym handlu z Kanadą, która w 2016 r. podpisała ze Wspólnotą Kompleksową Umowę Gospodarczo Handlową - CETA. Na mocy tego porozumienia cła na wiele towarów zostały albo zniesione, albo znacznie obniżone.

140-stronicowy raport IEA uzyskał poparcie m.in. byłego ministra ds. Brexitu Davisa Davisa i byłego ministra spraw zagranicznych Borisa Johnsona. Autorzy postulują wypracowanie kompleksowego porozumienia o wolnym handlu z Unią Europejską, zakładającego m.in. wzajemne uznawanie regulacji bez konieczności ich harmonizacji, a także szeroki dostęp do wzajemnych rynków.

Irlandia Północna nadal kością niezgody

Brytyjski Think tank sugeruje też, że Londyn powinien zdecydowanie bardziej skoncentrować się na negocjacjach nowych umów handlowych z państwami trzecimi, w tym Stanami Zjednoczonymi i Indiami. Celem tego posunięcia, w ostatnich miesiącach rozmów o warunkach Brexitu, miałby być wywarcie dodatkowej presji na Unię Europejską. Co więcej, twórcy raportu przekonują też, że gdyby Bruksela nie chciała uznać brytyjskich regulacji po wyjściu ze Wspólnoty za równorzędne, to należy ją pozwać przed Światową Organizacją Handlu.

Mniej obiecująco model kanadyjski prezentuje się w kwestii granicy między Ulsterem a Republiką Irlandii. Część elementów propozycji w tym zakresie zostało już wcześniej wielokrotnie odrzuconych przez unijnych negocjatorów. Zgodnie z obecnym stanowiskiem Brukseli, po wyjściu Zjednoczonego Królestwa ze Wspólnoty, granica Irlandii Północnej stanie się zarazem granicą zewnętrzną UE. Będzie to bezpośrednio prowadziło do przywrócenia kontroli granicznych i celnych.