Biznes w małym mieście

16.04.2016
Opracowanie: Romek Remus, England.pl

Czasami zazdroszczę niektórym firmom, że miały to szczęście rozpoczynać biznes w wielkim mieście, jak na przykład naszym konkurentom z Londynu. Wiadomo, wielkie miasto wielkie możliwości, więcej potencjalnych klientów, lepszy dostęp do infrastruktury, więcej wykwalifikowanych pracowników itd., ale czy sukces można odnieść tylko w wielkim mieście? Zapewne duża aglomeracja zapewnia łatwiejszy i szybszy start, ale oczywiście nie jest automatyczne wyznacznikiem sukcesu. Natomiast warto się nad tą tematyką chwilę zastanowić.

Panta rhei

Pochodzę z Koszalina. Kiedyś dumnie nazywanego miastem wojewódzkim, dziś trzeba to szczerze powiedzieć, małego, sennego, powiatowego miasteczka. Przez to, że wyemigrowałam i tylko co jakich czas przyjeżdżam do mojego miasta, to widzę zmiany zachodzące w mieście z zupełnie innej perspektywy. Nie sposób nie wspomnieć o pozytywnych zmianach jakie zaszły: nowe ulice i ronda, aquapark, rewitalizację rynku, nowe szkoły, sklepy, restauracje i zupełnie nowe biznesy. Ale nie mogę też przemilczeć upadku starych lokomotyw Koszalina jak np. mojego KAZEL-u, miejsca mojej pierwszej pracy i zawodowej kariery. Nie ma też już bardzo wielu prywatnych lokalnych biznesów z początków transformacji. Z autentycznym żalem patrzę też jak dogorywają te, które jeszcze przetrwały. Wiele z nich zapewne by dobrze funkcjonowało gdyby miało to szczęście powstać w Poznaniu, Wrocławiu czy Warszawie, ale nie w Koszalinie. Wystarczyło, że Koszalin przestał być miastem wojewódzkim, powstały dwa centra handlowe na obrzeżach, a centrum miasta umarło, a w raz z nim biznesy jakie się tam ulokowały, czego najlepszym dowodem są rzędy wolnych lokali na głównych ulicach Koszalina, a wymownym przykładem słabości lokalnego rynku jest pusty City Box na Rynku Staromiejskim w Koszalinie.

Koszalin_puste_lokale

Cześć właścicieli jest jednak sama sobie winna. Mając dobrze prosperujące sklepy w centrum miasta myślała, że tak będzie wiecznie i nawet nie zadawała sobie trudu myślenia o własnym biznesie w dłuższej perspektywie. Wielu z nich (co szokuje) nawet nie umie się dobrze posługiwać internetem, a na moje sugestie, że klienci czekają na nich właśnie w internecie mówią, że to nie dla nich, wiec może lepiej nich już dzisiaj pozamykają swoje sklepiki, bo tradycyjny klient woli w centrum handlowym mieć szeroką ofertę pod jednym dachem, a ten nowego typu – internetowy, nawet nie wie o ich istnieniu.

Żal mi też właścicieli kantorów, z tępym wzrokiem wpatrzonym w chodnik w nadziej, że wyrośnie na nim upragniony klient. Ale pomyślcie, jeżeli nawet wyrośnie, to ile ich będzie, ile osób chodzi dziś z walutą w kieszeni, aby wymienić ją na polskie banknoty? Kantorowcy, kiedyś rekiny wśród lokalnych biznesów, muszą wreszcie zauważyć, że ten czas minął, a większość kantorów stacjonarnych prawdopodobnie zniknie z Koszalina w ciągu najbliższych 10 lat.

Cześć z tych biznesów zmiotło pojawienie się centrów handlowych, czy wielkopowierzchniowych sklepów sieciowych jak Komfort, Castorama czy TESCO. Cześć nie umiała się dostosować do zmieniającego otoczenia rynkowego. Inne popadły w kłopoty finansowe wraz z ubożejącym lokalnym klientem. Zaryzykuję jednak twierdzenie, że wspólnym mianownikiem dla tych wszystkich niepowodzeń jest ograniczony zasięg, ograniczenie się tylko do lokalnego klienta.

Lokalnie czy globalnie?

Jeżeli na prawdę myślimy o odniesieniu sukcesu, to musimy zacząć myśleć w znacznie większej skali, o znacznie większym rynku, minimum krajowym, może europejskim, a nawet globalnym. Oczywiście najlepiej byłoby startować w Warszawie czy Londynie, ale okazuje się, że jak myśli się dostatecznie szeroko i odważnie, to można również startować z małego miasteczka. Przekładów jest sporo jak np. DRUTEX z Bytowa, NOWY STYL z Krosna, czy ASSECO z Rzeszowa, firmy które stały się europejskimi liderami w swoich branżach mimo, że zaczynały na kompletnej prowincji.

Jeżeli więc działasz lokalnie, to pomyśl chociaż o lokalizacji, bo nawet jeżeli jesteś najzdolniejszym kucharzem, to restauracja w Koszalinie na Piłsudskiego w podpiwniczeniu, nie może być biznesowym sukcesem. A tym lokalnym biznesom, co nie mają, dobrej lokalizacji to nawet Gesslerowa nie pomoże.

Jeżeli jednak dopiero zaczynasz, to pomyśl o głębokości rynku na jakim chcesz działać, gdzie są Twoi klienci, czym wyróżnisz się od konkurencji i o tym gdzie chcesz być za 10, 20 lat, ale przede wszystkim myśl globalnie, bo tylko takie myślenie może zapewnić Ci sukces, którego nie da się osiągnąć na płytkim lokalnym rynku.

Sięgaj do gwiazd, bo jeśli chociaż nie spróbujesz, to nigdy ich nie dosięgniesz.