Dzikie wysypiska śmieci to plaga również w UK

26.04.2018
Opracowanie: Marian Skwara

Dzikie wysypiska, wrzucanie śmieci przy drogach, to plaga wielu krajów i znana aż za dobrze także w Polsce. Brytyjczycy zmagają się z tym od lat i okazuje się, że mają duże kłopoty z opanowaniem zjawiska, ponieważ zaśmiecanie krajobrazu nie maleje, raczej na odwrót. W tym roku zajęła się tym stosowna komisja parlamentarna, która sporządziła specjalny raport, który ma być podstawą do dyskusji na temat zmian w prawie.

Fly-tipping, tak Brytyjczycy nazywają pozbywanie się śmieci i różnych odpadów przez podrzucanie ich w niedozwolonych miejscach, co można by przetłumaczyć jako „lotne zwałowanie”. Wzięło się od sposobu pozbywania się niepotrzebnych rzeczy, tj. wywożenia ich samochodami na mało uczęszczane drogi i wyrzucanie na pobocze. Stąd w różnych miejscach można zobaczyć ostrzegawcze tablice NO FLY-TIPPING, albo FLY-TIPPING IS A CRIME.

Jeśli chodzi właśnie o „crime”, to za takie przestępstwo sąd niższej instancji, Magistrat Court, może ukarać grzywną do £50.000, albo pozbawieniem wolności do 12 miesięcy. Natomiast sąd wyższego szczebla, Crown Court, nie ma już ograniczenia wysokości grzywny, a pozbawić wolności może nawet do 5 lat. Od 2015 r. sądy mogą dodatkowo zasądzić konfiskatę pojazdu, który posłużył do nielegalnego wywozu odpadów.

Od 2016 r. lokalne administracje mają prawo nakładania mandatów za drobniejsze przypadki śmiecenia. Sprawami większej wagi zajmuje się Agencja Ochrony Środowiska (Environment Agency). Ta ostatnia bierze sprawę w swoje ręce, jeśli ktoś wyrzucił całą ciężarówkę śmieci, albo chodzi o szczególnie niebezpieczne odpady, albo nielegalnym zwałowaniem zajmują się zorganizowane gangi.

Degradacja środowiska

Szkody jakie przynosi proceder tworzenia dzikich wysypisk, zarzucania odpadami poboczy dróg są ogromne. Poza przygnębiającym zohydzaniem krajobrazu groźne są inne aspekty degradacji środowiska - zatruwanie gleby i wód, potencjalne zagrożenia zdrowia publicznego, a także mogą z tego wynikać niebezpieczne pułapki dla dzikich zwierząt. W internecie można nieraz zobaczyć filmiki jak lisy, lub inne nieduże ssaki, miotają się bezsilnie, ponieważ nie mogą uwolnić głowy, którą włożyły do słoika czy jakiegoś plastykowego naczynia. Tylko nieliczne mają to szczęście, że człowiek może im pomóc, większość ginie.

Poza tym nielegalne wyrzucanie odpadów podkopuje legalne biznesy. Nieuczciwi operatorzy śmieciowego biznesu zaniżają w ten swoje koszty i wygrywają z uczciwą konkurencją w przetargach. Podobnie jest w innych branżach, np. przedsiębiorcy budowlani, którzy przez fly-tipping oszczędzają na wydatkach na usuwanie odpadów z remontów czy budów.

Rzeczone wyżej odpady budowlane stanowią objętościowo - obok mebli oraz tzw. white goods (lodówki, pralki itp.) - największą część nielegalnie zwałowanych rzeczy. Rzucające się w oczy opony to 12% całego „asortymentu”.

Jeden milion przypadków rocznie w Anglii

Poniżej statystyczne ujęcie najważniejszych aspektów nielegalnej zwałki w roku budżetowym 2016/17 w samej Anglii.

  • Władze lokalne w Anglii miały do czynienia z jednym milionem przypadków, co stanowiło o 7% więcej niż w roku poprzedzającym.
  • Dwie trzecie (67%) były odpady z gospodarstwa domowych, wzrost o 8%.
  • Najbardziej rozpowszechnionym, 49%, miejscem nielegalnego zwałowanie są pobocza dróg, wzrost o 4%.
  • Jeśli chodzi o skalę pojedynczych przypadków, to najbardziej rozpowszechnionym jest ładunek „małego vana” (33% wszystkich przypadków), a następnie ładunek bagażnika samochodu osobowego (27%).
  • Koszty likwidacji nielegalnego zwałowania poniesione przez władze lokalne wyniosły £57.7 mln.
  • Władze w rzeczonym roku przeprowadziły 474 tysiące postępowań przeciwko fly-tipping, co kosztowało je £16 mln.
  • Liczba nałożonych przez lokalne władze mandatów - w wysokości od £150 do £400 - wyniosła 56 tysięcy.

Farmerzy – najbardziej pokrzywdzeni

O zmianę prawa od dawna apelują farmerzy i w ogóle właściciele prywatnych gruntów. Argumentują oni, że są podwójnie pokrzywdzeni. Usuwanie nielegalnych zwałek na terenach publicznych to obowiązek lokalnych władz, albo w poważniejszych wypadkach, jak już było powiedziane, Agencji Ochrony Środowiska. Natomiast na terenach prywatnych za usuwanie cudzych podrzuconych odpadów odpowiadają właściciele, a jeśli tego nie uczynią grozi im grzywna. A więc mało tego, że muszą na własny koszt sprzątać cudze odpady, to jeszcze mogą zostać uderzeni po kieszeni za zaniechanie. W Anglii w ubiegłym roku zanotowano 16 tysięcy przypadków zwałowania na prywatnych gruntach.

Związek farmerów (National Farmers Union) oraz inna organizacja wiejskiego środowiska, Country Land & Business Association, argumentują, że prawie dwie trzecie właścicieli gruntów padło ofiarą fly-tipperów, a 85% zostało zmuszonych do instalowania kamer, reflektorów bezpieczeństwa, wzmacniania bram i stawiania barier. Obliczyli oni, że przeciętny koszt usuwania cudzych odpadów wynosi u nich £844. W związku z tym domagają się wzmocnienia systemu zwalczania nielegalnego zwałowania, a przede wszystkich uwolnienia ich od obowiązku sprzątania na własnych koszt podrzuconych odpadów.

Resort ochrony środowiska odrzucił ten ostatni postulat dowodząc, że oznaczałoby to przerzucenia na podatników kosztów sprzątania prywatnych terenów, a to by raczej zachęcało do nielegalnego pozbywania się odpadów, zamiast zapobiegać. Jak widać zwalczanie fly-tippingu jest bardzo trudne do opanowania zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Polsce. Nie tylko widać, ale często i czuć.